Łączna liczba wyświetleń

piątek, 19 sierpnia 2011

Sąsiedztwo – kontynuacja


Wcześniej w tym blogu pisałem wzmiankę o „kochanych” sąsiadach, od której to minął prawie rok wiec w związku z tym nazbierało się kilka nowych historii. Najpierw przedstawię dwa ciekawe przypadki zakłócania snu. Pierwszy jak to bywa w bloku to impreza – zwykła impreza z alkoholem, głośną muzyką i… sprzeczką. Zawsze po alkoholu umysł jaśnieje i dochodzi do różnicy zdań. Tym razem pewnie było podobnie z tym, że mogło być ostro po w sumie to nie głośna muzyka nas obudziła, czy rozmowy, lecz głośne ostrzeżenie w stosunku do współimprezowicza brzmiące „Uspokój się, bo pały już jadą” powtórzone kilkakrotnie jak alarm lotniczy.
Drugi przypadek – to głośne krzyki i jęki tuz po północy. Z początku myślałem, że to jakaś kłótnia rodzinna i mąż w stylu włoskim tłumaczy zonie swoje rację. Jednakże po głębszym wsłuchaniu się tego jęko-stękania do moich uszu dobiegł również stękający z wysiłku głos męski. Jednoznacznie wskazywało to na upojny sex – taki, jaki jest po dużej ilości alkoholu, gdy hamulce znikają jak w starym aucie oraz przez przytępienie zmysłów wytrzymałość rośnie. Nie przesądzając trwało to dobre 45 minut. Aż sam nabrałem ochoty na sex – obróciłem się w stronę śpiącej żony. Próbowałem zdobyć od razu ostatnią bazę, lecz umiejętnie mnie wyatutowała – instynkt obronny górą.
Ostatni najświeższy przypadek jest z 17 sierpnia, gdy to wracałem z rodziną samochodem z miasta. Zaparkowałem jak w zwykle w hali garażowej i zmierzaliśmy do domku, gdy zauważyłem na drzwiach garażu sąsiada kartkę. Zaciekawiłem się czy chce wynająć może, czy coś w tym stylu, wiec podszedłem. Jednak na drzwiach nie było ogłoszenie, lecz pozdrowienia od sąsiada, które przedstawia poniższa fotografia.
Myślę, że to nie koniec historii nie z tej ziemi. Obiecuję informować Was na bieżąco o kolejnych wydarzeniach. Pozdrawiam serdecznie – Wasz korespondent ze strefy działań wojennych i nie tylko.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Samotny wilk – droga do szczęścia


Opowieść tą poświęcam samotnemu wilkowi, a historię tą jedynie zasłyszałem, więc mogę coś pominąć lub wyolbrzymić, za co serdecznie przepraszam. Działo się to w maju 2011 roku. Jak co roku w tym to czasie organizowany był turniej samochodowy w Sierakowie – zwany „Rajdem Maliniaka”, na który to podążali to śmiałkowie ze wszystkich stron. Tak miało się również tego roku, jednakże nie wszystko było takie same gdyż nasz dzielny samotny wilk miał się nie zjawić gdyż miał pustą sakiewkę, bo zima była sroga a karczmy zdzierały strasznie. Wydawać się mogło, że impreza może się odbyć bez niego, lecz jednak on nie mógł obyć się bez niej – po prostu beznadziejna miłość. Ale cóż było robić, kaski na pasze dla czarnej Hondy nie było, a droga daleka. Na szczęście znalazł się przyjaciel Łysy z Dębca, który pożyczył swojego umęczonego górala, pamiętającego jeszcze pierwsze otwarcie hipermarketu w grodzie Poznań. Nasz dzielny wilk dosiadł mocno owego wierzchowca i pognał na nim. Gnał jak wicher motywowany wizją napitku lanego bez umiaru. Nie zważał na wysokie krawężniki ani na inne przeszkody i tak pokonał 80km w 4 godziny, wyczynem tym zawstydzając Turbodymomena oraz powodując w Sierakowie ogólny szczęko-upadek. Właśnie tak nasz samotny wilk dotarł do celu – ja tam nie byłem miodu i piwa nie piłem.

"Co wilkowi w gardło wpadło, to przepadło."
"Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami."

środa, 29 czerwca 2011

PRZYGODA W ZOO

Niedawno wybrałem się z żoną, córeczką, teściową i najmłodszym bratem zony do ZOO. Był gorący dzień więc założyłem lekkie spodenki 3/4 długości z jasnego materiału. Po kilkunastu minutach spaceru wśród zwierząt wziąłem córeczkę na barana lecz ona zaczęła się szarpać, więc kucnąłem żeby ją zestawić na ziemie. Wtedy to usłyszałem wielkie trrrr i poczułem powiew wiatru na lewym pośladku... to moje spodenki, które miałem drugi raz na sobie rozdarły się na środku lewego pośladka od pasa aż po kolano. Byłem wk.... na maksa jednak dla dziecka trzeba się poświęcać, wiec szliśmy dalej. Była wczesna pora i środek tygodnia, więc żona pocieszyła mnie, że na szczęście prawie nikogo nie ma i wtedy zbliżyliśmy się do słoniarni... Tam była przygotowana zasadzka - otóż od przodu wyszła wycieczka z dziećmi, niestety nie mogłem się wycofać gdyż odwrót odcięła druga wycieczka z niepełnosprawnymi... znalazłem się w kleszczach. Tak, że moją pupę obejrzała niezliczona grupa ludzi wliczając w to zakonnice. Później miałem już wszystko w pompie, a żonka miała ubaw jak nigdy. Na dowód tego zdarzenia poprosiłem żonę aby zrobiła zdjęcie mojego rozdarcia, które umieszczę wkrótce ku rozbawieniu serc.

sobota, 11 czerwca 2011

PIENIĄDZE LEŻĄ NA ULICY, A MY PO NICH DEPCZEMY


Planuje kupno mieszkania dwupokojowego i w związku z tym przeglądam szereg ofert w Internecie. Po przejrzeniu szeregu ofert i jednej na żywo nasuwa się mi tylko jeden wniosek – właściciele nieruchomości nie potrafią albo nie chce im się sprzedać mieszkania.
Niedawno oglądałem na żywo jedną z ofert, a mianowicie mieszkanie położone w dwupiętrowej kamienicy. Na początku przywitała nas „piękna” klatka schodowa, która wyglądała jak po pożarze i powodzi jednocześnie. Dalej mieszkanie nie było takie źle, jeśli właściciel by się to tego przygotował odpowiednio – znaczy trochę posprzątał. Po wyjściu z kamienicy skierowaliśmy się na tyły budynku, aby obejrzeć ewentualne miejsce parkingowe i tam zastaliśmy”ekipę” – czyli grupkę młodzieży zajmującej się wiecznym przesiadywaniem i zaczepianiem przechodzących. W drodze powrotnej natknąłem się jeszcze na „Kmicica” – kręcili chyba remake Potopu. Otóż jeden klient pompował wodę ręczną pompą a drugi w stroju toples wsadził łeb pod kran i krzyczał jak Kmicic w scenie z Potopu „jeszcze, jeszcze, dość…” Jednym słowem cudowne sąsiedztwo.
Kolejnym przykładem na to jak ludzie nie potrafią „podnieść pieniędzy z ulicy” jest prezencja mieszkań w ogłoszeniach. Mianowicie zdjęcia umieszczane z ofertą mieszkań są jakby zrobione przypadkowo, nie ukazują walorów mieszkania wręcz przeciwnie. Na fotografiach widać zagracone i tak już małe przestrzenie, autorzy (właściciele) nie się nawet na to, aby schować jakiś tam stojący w koncie rower czy inne badziewie (chyba, ze to jest umyślnie, aby pokazać walor – możliwość upchnięcia badziewia w danym koncie).


Taka samo właściciele nieruchomości wykazują lenistwo w przypadku sprzedaży mieszkań. Zamiast samemu umieścić ogłoszenia na szeregu darmowych stron to najmują agencję, które robią to samo inkasując przy tym prowizje rzędu 2-3% od sprzedających i kupujących za razem.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

PRACOWITY POLAK


Od kilku miesięcy szukam pracy przez Internet. Przemierzając rzesze stron z ogłoszeniami o pracy oraz różne fora i inne opiniodawcze strony zauważyłem pewien stereotyp „pracowitego Polaka”. Otóż najczęściej zadawanym pytaniem odnośnie określonej pracy/stanowiska jest nie o zarobki, lecz „czy dużo jest do roboty”. Najważniejsze jest maksyma, żeby tak robić, aby się nie narobić. Prawie w ogóle nie pada pytanie o to, jaka jest szansa rozwoju/ścieżka kariery albo, jaka jest atmosfera w pracy itp. W takim razie skąd się bierze na „zachodzie” mit robotnego Polaka. Albo chodzi to o inny system motywacji albo o inne zarobki albo w kraju została większość „energooszczędnych” pracowników. Podsumowując tak to my nie zbudujemy drugiej Japonii nawet wyglądającej jak Fukushima po tsunami…

niedziela, 5 czerwca 2011

BYĆ TATĄ BEZCENNE...

Właśnie w końcu moja córeczka zasnęła w wózku podczas powrotu do domu i styrany tata ma czas pobuszować po necie. Nie wiem co wy robiliście w te upalną niedzielę ale ja, dzięki mojemu dziecku, mogłem podziwiać uroki żaru lejącego się z nieba będąc na dworze. Moja przygoda ze skwarem i zabójczym słońcem rozpoczęła się już o godz 7.30 (moje dziecko wstało o 6.00 w niedzielę - nie zna litości), a skończyła o 16.00 lub raczej to wygląda na "przerwę techniczną" spowodowaną totalnym rozładowanie się baterii u mojej córeczki - właśnie trwa ich ładowanie. Tak więc spędziłem najgorętsze chwile bez czapki gdyż moje dziecko ma jakaś obsesję i nie pozwala mi ich nosić. Pot lał mi się wszędzię i tu trzeba dziękować za rowek na tyłku bo działa jak swoista rynna i zapobiega zalaniu pośladków. Uwielbiam takie dni gdy ładnie się ubierzesz i wypachnisz by za chwile mieć ducha z potu na plecach, zlane pachy i walić jak samica łosia podczas ruji i zastanawiać czy to tylko ty tak swąd wydajesz czy na szczęście nie jesteś sam i panuje ogólny Smrodowy Armagedon. W każdym razie po takim dniu docenia się zimny prysznic, jeszcze zimniejsze piwo i gorącą kobietę...

CHUCK NORRIS - PRZYPOMNIENIE

Kiedyś było o nim głośno lecz nagle wszystko ucichło w związku z tym chciał bym przypomnieć postać "nadczłowieka". Mam zaszczyt przedstawić państwu Chucka Norrisa i jego TOP 20.


1. Łzy Chucka Norrisa leczą raka. Ale jest tak hardkorowy, że nigdy nie zapłakał. 
2. Chuck Norris nie śpi. Czeka.
3. Chuck Norris zaskarżył NBC o to, że nazwa Prawo i Porządek są zastrzeżonymi nazwami jego lewej i prawej nogi.
4. Głównym towarem eksportowym Chucka Norrisa jest ból.
5. Jeśli widzisz Chucka Norrisa, on ciebie też widzi. Jeśli nie widzisz Chucka Norrisa, możesz być kilka sekund od śmierci.
6. Chuck Norris doliczył do nieskończoności. Dwa razy.
7. Chuck Norris nie idzie polować, bo w polowaniu istnieje prawdopodobieństwo porażki. Chuck Norris idzie zabijać.
8. Chuck Norris jest w 1/8 Indianinem. Nie ma to nic wspólnego z jego przodkami, zjadł po prostu jednego.
9. Drobnym druczkiem na ostatniej stronie Książki Rekordów Guinnessa jest napisane, że wszystkie rekordy należą do Chucka Norrisa, w reszcie książki są wymienieni ci, którzy się najbardziej zbliżyli.
10. Kiedyś Chuck Norris kopnął kogoś z półobrotu tak mocno, że jego stopa nabrała prędkości światła, cofnęła się w czasie i zabiła Amelie Earhart, gdy leciała nad Pacyfikiem.       
11. Za zarostem Chucka Norrisa nie ma brody. Jest kolejna pięść. 
12. Kręgi w zbożu to sposób Chucka Norrisa, aby powiedzieć światu, że czasami kukurydza musi się do cholery położyć.
13. Chuck Norris ma 4 metry wzrostu, waży dwie tony, zieje ogniem, może zjeść młotek i przyjąć strzał z shotguna bez upadania.
14. Wielki Mur Chiński powstał, by powstrzymać Chucka Norrisa. Nie udało mu się.
15. Gdy spytasz Chucka Norrisa, która jest godzina, zawsze odpowie: " Dwie sekundy do". Gdy się spytasz "Dwie sekundy, do czego?" kopnie cię z półobrotu w twarz.
16. Chuck Norris jeździ lodziarką pokrytą ludzkimi czaszkami.
17. Chuck Norris sprzedał duszę diabłu za cudowny wygląd i doskonałe umiejętności w walce wręcz. Chwilę po transakcji Chuck kopnął diabła w twarz z półobrotu i zabrał z powrotem swoja duszę. Diabeł, który zauważył ironię, nie mógł się gniewać i przyznał, że mógł to przewidzieć. Od tamtej pory grają, co piątek w pokera.
   
18. Nie ma teorii ewolucji, jest lista stworzeń, którym Chuck Norris pozwala żyć. 
19. Chuck Norris kiedyś zjadł trzy ośmiokilowe steki w godzinę. Pierwsze 45 minut spędził uprawiając sex z kelnerką. 
20. Chuck Norris jest jedyną osobą, która pokonała ściankę w tenisa.


  

czwartek, 19 maja 2011

BUSZUJĄCY W OGŁOSZENIACH - CZYLI SZUKAJĄC PRACĘ

Od pewnego czasy, tzn. niespełna trzech miesięcy przeszukuje internetowe ogłoszenia w poszukiwaniu pracy. Nie ma na mnie na razie jakiegoś wielkiego parcia, gdyż nadal jestem zatrudniony, ale po prostu chciałem sprawdzić czy jestem "akceptowalny"  na obecnym rynku pracy oraz poszukuje "świeżego powiewu" w życiu. Najważniejsze na początku przy szukaniu pracy jest zrobienie "rachunku sumienia" i spisanie go w postaci CV - dla osób nie kojarzących co to za bydle wyjaśniam, że jest coś jakby samochwalna skrócona biografia spisana w formacie poszczególnych punktów (szukając w Google można znaleźć jak się to pisze i jak ma wyglądać). Kolejna sprawą często wymagana jest list motywacyjny - i tu pojawiają się schody, gdyż w kilku zdaniach masz przedstawić coś czego nie ma w CV i zachęcić pracodawcę do podjęcia rozmowy z Tobą. CV najczęściej robimy jedno i jest uniwersalne (ewentualnie można mieć w innym języku zapasowe) natomiast list motywacyjny na każdą posadę jest inny. W tym przypadku wykorzystałem "kość" listu motywacyjnego i trochę go przerobiłem - co humanistka to humanistka. Gdy mamy już powyższe materiały należy teraz przeglądać strony internetowe z pracą, można także stworzyć profile na niektórych stronach, żeby pracodawca lub headhunter mógł Was łatwiej złowić. Ja stworzyłem swoje profile na poniższych stronach:
  • http://www.infopraca.pl/
  • https://www.pracuj.pl/
  • http://praca.gazetapraca.pl/
  • http://www.praca.pl/
  • http://www.profeo.pl/com/
  • http://www.goldenline.pl/
Mając swoje konta na powyższych stronach określiłem preferencje odnośnie pracy i cyklicznie dostaje nowo pojawiające się oferty. I to by było na tyle z podstaw szukania pracy.

Niech moc będzie z Wami

wtorek, 17 maja 2011

"Specjalista"

Pewnego razu buszując po stronach internetowych z ofertami mieszkań natknąłem się na reklamę HomeBroker. Po wpisaniu kilku danych takich jak imię, numer telefonu, e-mail. Kilka dni później zadzwonił do mnie ktoś z centrali pytając się co poszukuje itp. Oczywiście precyzyjnie określiłem swoje zainteresowania co do ilości pokoi, lokalizacji, ceny itp. i otrzymałem odpowiedź, że posiadają w bazie takie mieszkania i umówili mnie na spotkanie na konkretny dzień i godzinę do swojego biura. Gdy dotarłem na miejsce o określonym czasie moim oczom ukazało się ładne biuro, z ładną recepcjonistką. Rozgościłem się i czekałem na "specjalistę wysokiej klasy". Przyszedł Pan około 40-tki schludnie ubrany z laptopem. Zapytał się czego szukam (pomimo tego, że wcześniej zgłosiłem przez telefon moje wymagania) więc jeszcze raz przedstawiłem moje oczekiwania. Gdy zaczął przedstawiać ofertę to pomyślałem, że nie dosłyszał bo ja mu o jednym a on o drugim lecz w miarę upływu rozmowy odległość między moimi oczekiwaniami, a jego ofertami zwiększała się w zastraszającym tempie. W końcu podziękowałem za rozmowę gdyż jej sens został pewnie zgubiony jeszcze przed jej rozpoczęciem. Tak się skończyła moja przygoda ze "specjalistą". Morał z tego taki: "Jeśli chcesz na kogoś liczyć licz najlepiej na siebie samego".

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

sąsiedztwo

Niecały rok temu przeprowadziłem się na nowe mieszkanie. Wiadomo nowe miejsce to nowi sąsiedzi nowe znajomości jednakże istnieją pewne niepokojące zbieżności co do starego miejsca. Otóż posiadam pieska - suczka cocker spaniel czarno biała. Na starym mieszkaniu była oskarżana o wszystkie kupy w okolicy, włącznie z tymi na placu zabaw. Na nowym za to została okrzyknięta przez jedną "sowę" za najgroźniejszego psa na osiedlu albo i w województwie - pewnie będę musiał jej kupić maskę - wersja Hannibal Lecter, no i kolczatka myślę, ze może być mało. Kolejna sprawa na starym mieliśmy sąsiada nad nami , który przez cały okres mieszkania tam (3 lata) namiętnie wieczorami wiercił dziury diabeł wie w czym - pewnie tak się odstresowywał.  Na nowym oprócz wszechobecnych prac wykończeniowych w wielu jeszcze mieszkaniach to za ścianą mamy dziadka Gepetto - który wiecznie robi w drewnie, znaczy raczej w starych płytach wiórowych z przed stanu wojennego. Z tych płyt nie wiadomo co powstaje - może boazeria na ścianie albo inne jeszcze monstrum. W każdym razie sąsiedzi nie są nudni i pewnie wszędzie podobni. 
a oto i moja bestia "pies Baskerwilów"

sobota, 16 kwietnia 2011

genealogia

Ostatnio na powrót wciągnęła mnie genealogia i dokończyłem (prawie) drzewo swojej rodziny. Wiele pomocnych rzeczy można znaleźć w internecie m.in czy nasze nazwisko było kiedyś herbowe http://www.herbyrzeczypospolitej.republika.pl/az.htm  lub czy masz powiązania z inna rodziną, której drzew genealogiczne znajduje się już w internecie http://www.myheritage.pl. W konsekwencji prac wyszło mi na razie coś takiego.

















Cały szablon został zrobiony w oparciu o Excel, gdzie w poszczególnych mini polach tekstowych wpisywałem dane. Potem wystarczyło tylko znaleźć jakieś tło i kilka bajerów.

piątek, 15 kwietnia 2011

wiosna

W końcu znowu powróciła wiosna, która pewnie zlękła się szalejących cen cukru oraz paliw ;) Pomimo wszystkich depresyjnych wiadomości, które krążą wokół nas, dzięki dobrej słonecznej wiosennej pogodzie chce się żyć. Już odkurzyłem swój rower górski i nie mogę się doczekać jutra gdy wyruszę w "nieznane" w zielonogórskie lasy w poszukiwaniu piękna natury oraz w celu uzyskania wewnętrznego wyciszenia i spokoju duszy. No a po powrocie czeka mnie powrót do rzeczywistość i wyjazd samochodem na weekendowe zakupy do marketu - ach takie jest życie...